´´Bez serc. Bez ducha. Anioły Upadłe
Schylają ku Ziemi oblicza pobladłe.
Bezszelestnie zatopione w pierzastym obłoku,
Spadają na Ziemię i giną w jej mroku...
Imiona, okreslajace biala jak mleko Klacz sa zazwyczaj nieznane, Ona sama zas wedruje od jednego miejsca do drugiego, na swych kopytkach. Jej grzywa dumnie muskana przez wiatr, zas ogon, wesolo przecinajacy powietrze. Widziales ja, pewnie nie raz. A najlepsze jest to, ze Twa uwage zwrocil Jej rog, ktory byl niczym swiatlo, przecinajacy ciemnosc panujaca przy Tobie. Minela Cie. Ah! Coz Ona sobie wyobraza? Minac Ciebie? Toz to skandal!
Podklusowales do Niej, i usmiechnal sie, widzac Jej bystre, blekitne oczka. Cala zlosc, minela jak deszcz na pustyni. Skinela do Ciebie nisko, swym lbem, a grzywka opadla na Jej slepka. Wyczules, ze stworzenie o takiej naturze, musialo pewnie cos przezyc.
- Moze wybierzesz sie ze mna? - Jej glos niczym miod dla twych uszu, zabrzmial wesolo. Zgodziles sie, i ruszyles za Nia, nie pytajac o cel wedrowki. Chciales przeciez ja poznac blizej. Cien, ktory na Nia spadl, ukazal bloniaste skrzydla. Jednak chwila ta trwala sekunde.
Aniołom Upadłym nadano imiona.
Każdy z nich nosi niewidzialne znamiona.
Każdy ma puste serce i oczy bez wyrazu się szklące.
Tylko usta ich jeszcze czują... milczące, leciutko drżące...
Każdy z nich nosi niewidzialne znamiona.
Każdy ma puste serce i oczy bez wyrazu się szklące.
Tylko usta ich jeszcze czują... milczące, leciutko drżące...
Vocaloid. Takie imie, bez nazwiska, przydomku, przezwiska. Po prostu. Zastanawiales sie dluzsza chwile, dlaczego? Zapytales. Ta tylko sie cichutko zasmiala, i na chwile zastygla w milczeniu, nie widzac, co Ci odpowiedziec.
- Vocaloid, kiedys jednak ktos nazwalam mnie ''de Sensitive'', chociaz nie traktuje tego jako nazwiska. - Ponowny usmieszek zagoscil na Jje lekko rozowych chrapkach.
- A czy moge mowic do Ciebie jakos zdrobniale ... Przykladowo - Voca? - Usmiechnales sie. Klacz przez chwile analizowala twe slowa, a szerszy usmiech zagoscil na Jej chrapkach.
Kolejny cien spadajacy na Nia, ukazal krwista rane w miejscu serca. Jednak chwila ta trwala sekunde.
Pierwszy spadł z hukiem... roztrzaskał się o Ziemię.
Skrzydła mu podcięły serc ludzkich twarde kamienie.
Ten Anioł był Wiarą. Lecz już nie istnieje.
Jej rozsypane włosy bez skrupułów zimny wiatr rozwieje...
Skrzydła mu podcięły serc ludzkich twarde kamienie.
Ten Anioł był Wiarą. Lecz już nie istnieje.
Jej rozsypane włosy bez skrupułów zimny wiatr rozwieje...
Pytasz, co robi, podrozujac wszedzie. Ta przystnela, spogladajac w niebo, ktore zaczynalo ciemniec. Pojedyncze gwiazdy, ktore postanowily przyozdobic owa ''tkanine'', mrugaly niemrawo. Ty zas przystapiles z nogi na noge, wyczekujac uwaznie na odpowiedz. Krystaliczna lezka z blekitne oka delikatnie upadla na ziemie.
- Kiedys, staram sie glosic wiare ... - Kolejny cien padl na Nia, tym razem, o dziwo onrazujac historie. Ta jednak wzrok ulokowala w swym przednich kopytkach.
Klacz, o bloniastych skrzydlach uklonila sie w strone jakiegos plemienia. Ci zas, podbiegli do Niej, i zaczeli ja bic, po czym wyrwali skrzydla. Jednak chwila ta trwala sekunde. W Twym sercu, jednak zostanie na zawsze.
Drugi spadając utknął w drzewa rozłożystym konarze.
Szkoda. Bo niósł Miłość na Ziemię... dla ludzi w darze.
Stoją i patrzą. Wiatr Miłość ze skrzydeł obdziera.
Stoją i patrzą. Patrzą jak Anioł umiera....
Szkoda. Bo niósł Miłość na Ziemię... dla ludzi w darze.
Stoją i patrzą. Wiatr Miłość ze skrzydeł obdziera.
Stoją i patrzą. Patrzą jak Anioł umiera....
Po dwudziestu minutach marszu, w ciszy, postanowiles opowiedziec Jej, o tym, co widziales. Ta lypnela na Ciebie, swym spojrzeniem bez wyrazu. Zauwazyles, ze nie wiedziala co odpowiedziec. Po chwili ciesze przerwal Jej delikatny glos.
- Kiedys, w odleglych czasach bylam wyslannikiem Aniolow, badz jak to mawiacie, ich Podopiecznymi. Ja, nazywalam sie Wiara w cuda, wiec zostalam wyslana jako pierwsza. Anioly podarowaly mi bloniaste skrzydla, ktore niestety nie pasowaly do caloksztaltu, ale to mialo im pokazac, ze wiara w innych czyni cuda. Jednak wysmiali mnie, schwytali, i ciezko poranili. - Tutaj wskazala chrapami na serce.
Nie wiedziales, co na to odpowiedziec, jednak Klacz ciagnela dalej.
- Ma Siostra, Milosc, przez feralny upadek zostala schwytana w sidla Ludzi, ktorzy twierdzili, ze milosc jest zbyteczna. Umarla po kilku chwilach.
Trzeci Anioł był Nadzieją. Dotarł na Ziemię o zmroku.
Chciał wmieszać się w tłum ludzi, lecz... Zatrzymał się w pół kroku...
A po cóż ludziom Nadzieja? Skoro nie umieją kochać i nawet wierzyć przestali.
Otoczyli więc trzeciego Anioła bezdusznym tłumem... i skamieniowali... ´´
Chciał wmieszać się w tłum ludzi, lecz... Zatrzymał się w pół kroku...
A po cóż ludziom Nadzieja? Skoro nie umieją kochać i nawet wierzyć przestali.
Otoczyli więc trzeciego Anioła bezdusznym tłumem... i skamieniowali... ´´
- Ludzie jednak wiedzieli, ze zle postapili wobec mnie, i Mej Siostry. Wtedy, popadli w depresje, i calkowicie stracili nadzieje, Moja druga Siostre, ta umarla w ich sercach.
Spogladales na Nia. To wszystko brzmialo jak bajka, ktora niegdys opowiadala Ci Mama. Ta jednak, zasnela, snem ciezkim. Ty wstales, spogldajac na Nia. Nie miala sladow pobicia, czy walki, wiec pewnie to wymyslila, na pewno ...
Jednak spogladasz znowu, na Jej cien, ktory spowodowaly gwiazdy. Widzisz trzy konie, kazdy z jaka rana; pierwszy ma powyrywane skrzydla, drugi umiera, trzeci zas stoi ze spuszczonym lbem.
- I niech Ciebie, drogi towarzyszu, Aniol dobry prowadzi ... - Uslyszales szept. Nie Jej, bo spala. Znowu spogladasz na cien. Zniknal. - Aniola, poznasz po cieniu, kochany.
Vocaloid ''de Sensitive'', klacz.
Aniol; w swojej obecnej formie przybrala ksztalt jednorozca. Ma to podobno byc ''podarunek'', w zamian za to kiedys zrobila.
Hierarchia - Medium.
Charakter - Musisz ja poznac.
Podobizna: http://elitexalmond.deviantart.com/gallery/23889336#/d218rd9
Co lubi: Przykladowo - spacery.
Czego nie lubi: Pewnej Klaczy.
Co lubi: Przykladowo - spacery.
Czego nie lubi: Pewnej Klaczy.
---
Wybaczcie za niezbyt udana Karte Postaci, ale z pewnoscia jeszcze nie raz ulegnie zmienie. x-x
*Wolnym, spokojnym krokiem podeszła do znajomej klaczy. Muskana wiatrem grzywa przysłaniała jej siwy pysk, a spod niej "uciekał" ciepły uśmiech wysłany w stronę Vocaloid.* Cieszę się, że tu jesteś. Dziękuję, że nie zostawiłaś FMH. *Zamachnęła pędzelkowatym ogonem, uderzając się w bok.*
OdpowiedzUsuńJednorozec skinal niezwykle nisko swym lbem, tak, ze Jego rog tknal ziemi. Po chwili wyprostowala sie, i spojrzala na Carmen.
Usuń- Miejmy nadzieje, ze inni rowniez wkrocza w Szeregi FMH.
Jakżeby śmieli tego nie zrobić. *Pomruknęła, jednak na jej siwym pysku widniał dalej ten ciepły uśmiech, który nie gasł praktycznie nigdy.*
Usuń